
EPILOG
Wiele za nami zdziczenia progów,
Jakby wódz sprawdzał baranki swoje;
Czy starcza pasza i obraz wrogów,
By pluć nam w gębę, tocząc podboje.
Taka to iście małpia złośliwość:
Koniecznie sprawdzić, czy w bezczelności
Tak da się zdeptać ład i uczciwość,
Aby poniżyć większość ludności.
I chytrym tak to zrobić przemysłem,
By poprosili o plucia więcej.
Bardziej od wodza wszystko jest skisłe
Za jeszcze trochę danych pieniędzy.
Chce udowodnić to zło gorszące,
Jak za pieniądze lud się pomodli,
Opłaci bożek modły gorące
I za pieniądze lud się upodli.
Chce udowodnić to zło przewrotne,
Że może wszystko, niewiele musi.
Wolny chce naród wziąć pod kontrolę,
Bo nagle ludzie ślepi i głusi;
Więc szefem NIK-u zrobi się tego,
By kontrolował innych uczciwość,
Co sutenerów został kolegą,
Węsząc z burdelu zysków możliwość.
Co oszukuje kraj na podatkach,
Dzieli pod stołem forsę z bandytą
I w majątkowych zeznaniach gmatwa,
Bo kamienicę dostaje znikąd.
Szefa Komisji Finansów w Sejmie
(Mamy nie widzieć w tym żadnej ujmy)
Stołek malwersant właśnie obejmie,
Ze szczytną misją „forsę wydójmy”.
Różni ciułacze w Kasach Stefczyka
Mało zdziwieni – się okazuje.
Winnego nie ma, choć kasa znika:
Niewinnie w Sejmie budżet prostuje.
Nie zbrakło także nam bystrej główki,
Która to banki wszak kontroluje:
Robi wykłady o złu łapówki –
Czterdzieści baniek organizuje.
Choć miał pilnować czystości zasad,
Zbiera strukturom lewą gotówkę.
Śmiesz do tej mafii mieć wątpliwości?
Możesz sprzedany być za złotówkę!
Jest też Komisja Sprawiedliwości,
A kiedy przyszła objąć ją pora
Wybrać wódz musiał w swej złośliwości
Ze Stanu Wojny prokuratora.
Ten wrzeszczy w Sejmie: „Preczże z komuną!”,
Tak prosto w twarze tych, których wsadzał.
Dreszcze po krzyżu rozkoszy suną
Wodzowi – podłe kłamstwo dogadza.
Nikt być od wodza nie może lepszy,
A że pechowo spał do południa,
To się anioły zrówna do wieprzy,
Wieprze u góry się pozatrudnia.
I oto państwo: ze szczytów zgred
Czternastolatkę gwałci w burdelu;
Leci koszula w statusie HEAD
Niczym Gierkowa za PRL-u.
I oto państwo: tu jest służbista,
Który ma służby w swym mrocznym cieniu.
Ten wszak być musi kryminalista,
Po absurdalnym ułaskawieniu.
I oto państwo: którego głowa
Nawet tą głową nie nominalnie:
„Zwykłego posła” wystarczą słowa
I już obraca się głowa zdalnie.
I oto państwo: gdzie wariatowi
Dają do ręki broń i tajności.
A los przyrody w pacht człowiekowi,
Co ją wycina dla przyjemności.
I oto państwo: w którym Temida
Nie tylko maskę z oczu swych zdziera;
Wzrok jej hejterska rzeźbi ohyda,
Przybiera postać mściwego zera.
I tak ze wszystkim, na bezczelnego.
Czarne – to białe; prawda – androny.
Wszystko dla ego tego jednego,
Aby kleiło świat wykrzywiony.
I w patriotycznej powodzi blagi
Nie widzi Naród, niczym uśpiony:
Nie tylko tego, że król jest nagi,
Ale też tego, że JEST SZALONY!
***
Jak „towarzyszy” oceniać
Wiele pokoleń uczyło.
Tyle musiało się zmienić,
By nic się nie zmieniło.
A teraz wszystko jest polityczne,
Zbrodzień jest każdy, kto nie jest z nami;
Nic nie prywatne, wszystko publiczne –
Bo wszystko mierzy się „wartościami”.
Musisz każdemu w czymś tam być wrogiem,
Albowiem główna to jest atrakcja
I najważniejszą rzeczą pod Bogiem –
Pałą wbić do łba, czyja jest racja.
A teraz wszystko jest polityczne,
Jakbyśmy cofnąć sto lat się chcieli;
Wszystko w koturnach i histeryczne,
Byśmy się wroga szukać garnęli.
Trzeba koniecznie się opowiedzieć,
Choćby stękaniem, choćby klaśnięciem,
Aby to ogół mógł się dowiedzieć,
Czyś jest aniołem – czy też bydlęciem.
Żeby w tej wojnie nagle rozdętej
Utytłać wszystkie możliwe strony;
Żeby w tej wojnie – a jakże! – świętej,
Każdy był jakoś tam oblężony.
By patrzył wilkiem, by toczył pianę
I stawiał wszystko na ostrzu noża;
Państwo w napięciu i rozedrgane,
Że aż się prosi ludziom obroża.
Ten, kto wypuścić zechciał demony,
Także ich oddech w końcu poczuje.
Z wyrachowania – nie zaślepiony.
To, co wyzwolił… też go stratuje.
Niejeden takiej pychy był skory,
Że z nienawiści czynił narzędzie.
Wszyscy opici z puszki Pandory:
Narzędzie swego mistrza posiędzie.
I okładamy już wroga krzyżem
Albo też drzewcem tęczowej flagi.
Sztandary stronnictw są coraz wyżej.
Bez nienawiści człowiek jak nagi.
Padają słowa podłe, nikczemne;
Nikt już drugiego nie chce rozumieć.
Gesty się robią puste, daremne.
Poniżyć, zdusić – to trzeba umieć!
Teraz uchodzi powiedzieć rzeczy,
Których się dotąd zwykle wstydziło;
Teraz jest nie wstyd tako złorzeczyć,
Jak kiedyś myśleć nie uchodziło…
I znowu przemoc jest rozwiązaniem.
Jak i pogarda. Jak brak litości.
Chwalebnym nagle ludzkim staraniem
Wskazywać ludzi, co bez wartości.
W cenie znów rowy i barykady
Chroniące „wartość” przeciw „ohydzie”;
Wszędzie „wartości” wielkie nakłady –
Przyzwoitości – znaleźć nie idzie.
Przeminą partie, ludzie przeminą,
A odnowionej tak nienawiści,
Mocnej, dojrzałej jak stare wino
Z piekielnej siarki nic nie oczyści.
Śmiech z tego tylko pusty i głuchy:
Szczytny cel podłe środki zaleci.
A martwe niby od dekad duchy,
Wstają nietknięte, jak sprzed stuleci.
Śmiech z tego pusty, głuchy już tylko
Jaką przypowieść to Polak kupi:
Na cóż historii lekcje dla niego,
Gdy on przed szkodą i po niej głupi?
Kołacze zatem rozpacz i wścieka,
Bo myśl straszliwa ćmi tu i męczy:
Ojczyzna wolna od trzech jest dekad,
A naród chętnie sam się w niej dręczy.
Ciągła, daremna, pusta ekspiacja;
Chcemy żyć śmiercią, niczym ofiary.
Próżna dziejowych szans eskalacja,
Próżne tak rzadkie historii dary.
Po to zaś bunty, śmierci, powstania,
Po to krew tylu narozlewana,
Aby nalaną gębę z nadania
Zmieniła własna – toże piekrasna?
By znów partyjny był aparatczyk
Ponad rozsądkiem, prawem, urzędem?
By sukno targał typ świętokradczy,
Aż porwie wniwecz całe ze szczętem?!
Oto wystarczy, że „patriotyzmem”
Wytrze tę gębę nieokrzesaną
I już prowadzić może Ojczyznę
Drogą przed wieki tak wydeptaną?
Pełni frazesów o moralności,
Tradycji, wierze, honorze, dumie,
Żrą się pod stołem pana o kości,
Byle zarobić – reszta niech runie.
Tacy odważni, mocni, niezłomni,
Klęczą przed jednym małym człowiekiem.
Czczący historię, lecz jej niepomni,
Karmią nas bredni kłamliwym stekiem.
I, jak przed wieki – tłuści od zdrady –
Matkę by nawet własną sprzedali.
Srebrniki biorą by dla zasady,
A za kraj przecie Matkę oddali.
A wrzeszczą gromko o Targowicy
I tego wrzasku widomym skutkiem:
Bal w ambasadzie – już nie carycy,
Choć nadal piją rosyjską wódkę.
Po tośmy z partii walczyli rakiem,
By na jej miejsce wprowadzić nową?
Czy to rozsądku aby jest znakiem
Wepchnąć dziś wsteczną za „postępową”?
Czyśmy są w końcu rabów narodem,
Co na telefon jeden z Centrali
Dławić się będziem partyjnym smrodem?
To za to Wielcy życie oddali !?
Tak patriotyczny i chrześcijański
Sen z łbów dymiących nam się ziści:
Za jakieś grosze Polskę sprzedamy,
Klęcząc homilie, co z nienawiści?
***
Musimy w walce sczeznąć,
Z rojonymi wrogami;
Z jakąś ochotą lubieżną
Najchętniej z krajanami.
Nie w smak nam wolność wyszła.
Nie taka wszak być miała.
Zbyt łatwo ciżbie przyszła,
Więc za nic by ciżba oddała.
Za kołtuństwo, głupotę;
Za bluźnierstwo, nienawiść,
W maskach cnoty niecnotę,
Za bezmyślność i zawiść.
Za głupie i podłe słowa,
By patriotycznie podane.
Za krzywdę, złość i obmowę,
W szatki świętości odziane.
Za te paciorki szklane
W tombaku oprawione,
Z pańskiej łaski rozdane,
Jak ochłapy rzucone.
Prywaty huragany,
Tajfuny sprzedajności;
(Już cały dorobek sprzedany
Po naszej Solidarności?!)
Czy aby uśpieni marzeniem,
Jak wspaniali byliśmy –
W iskier dobroci zarzewie
Dmuchać zapomnieliśmy?
Czy nie przeciwnie zali:
Gdzie się parszywość tliła,
Tak liczni, co dmuchali,
By wszystko spopieliła?
I jak lat temu trzysta
Głupoty wspólnej chór:
Aby nam wiatr zaświstał,
A w ręku został sznur…
Z nas rządy, parlamenty;
Z nas partie, aktywiści;
Z nas Kościół, co nieświęty.
To DZIĘKI NAM się iści.
To myśmy obrodzili,
Tymi „towarzyszami”.
Myśmy swój kraj urządzili…
To my jesteśmy!
My sami!
***
Bo zapytają dzieci i wnuki:
„Coście nazwali sprawiedliwością?!”
Słońce za nisko. Cień już zbyt długi.
„Coście zrobili z NASZĄ wolnością?!”
Ciąg dalszy będzie zapewne następował i następował, ku naszemu utrapieniu. Wszystkim, którym się chciało przebrnąć przez niniejszy pean na cześć naszej ulubionej Partii – serdecznie dziękuję.
Zaiste, byliście wytrwali.
Jeśli ktokolwiek chciałby przeczytać całość, względnie ją dystrybuować, całość w formatach EPUB, MOBI, PDF I docx (WORD), dostępna tu:
link do e-booka w formacie EPUB
link do e-booka w formacie MOBI
link do formatu PDF:
https://drive.google.com/open?id=1001Hc3ujNnSqFFhBSo6Ms0eM9unqJVJo
Link do docx, czyli WORDa:
https://drive.google.com/open?id=10B8_Fpe1zQMeTG9k0KqT18sZoI_Rp29c
kolportujcie, rozrzucajcie, wysyłajcie!