
Kwota wolna od podatku wynosi obecnie 3091 złotych, to mniej niż minimum potrzebne do podstawowej egzystencji. Miłościwie nam panujący prezes Jarosław zezwolił na jej zwiększenie i wyznaczył do tego zadania wicepremiera, którego wcześniej czymś pomazał, czyli uczynił pomazańcem.
Wicepremier Morawiecki zwiększył kwotę wolną od podatku tym, którzy podatku nie płacą i tak. Czyli studentom mającym jakieś zlecenia, najuboższym rencistom i takim, którzy pracują z rzadka. Nawet zarabiających minimalną krajową to nie dotknie. Niektórzy zyskają 10 złotych miesięcznie. Na czteropak w Lidlu lub Biedronce. Kiepski się ucieszy. Następnym krokiem będzie zwolnienie bezdomnych z podatku gruntowego.
Jednak jest jeszcze jedna grupa szczęśliwców, którzy zyskają. Parlamentarzyści mają inną kwotę wolną od podatku. To 30 000 zł. Mateuszek w telewizji powiedział, że to dlatego, bo oni ciężko pracują. Tak więc mordę w kubeł lenie.
Niżej pokazujemy ciężką pracę posłów na zdjęciach, które ukradliśmy z profilu pani Beaty Czumy.
Ciężka orka. Ale za to ile ustaw, nie ma dróg, nie ma inwestycji, ale posłowie czasu na bzdety (konsultacje, poprawki itp) nie marnują, tylko uchwalają, uchwalają.
Uchwalają i uchwalają. Jak w tym dowcipie z czasów Gierka o budowie huty Katowice: „Taki tu zapierdol towarzyszu sekretarzu, ze nie ma kiedy taczki załadować”.